Nicki pod obstrzałem
Gdyby stworzyć ranking najbardziej widowiskowo jeżdżących żużlowców, Nicki Pedersen byłby zdecydowanie w czubie. Owa widowiskowa jazda generuje potężne niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo jest jednak nieodłącznym elementem tego sportu.
Pedersen od wielu lat uznawany jest przez większość kibiców za żużlowego „zabijakę”. W ostatnich tygodniach głośno było w środowisku o incydencie pomiędzy Gregiem Hancockiem, a popularnym „Powerem”. W meczu szwedzkiej Elitserien Duńczyk ostro potraktował rywala, pakując go prosto w płot. Amerykanin długo nie pozostawał dłużny. Szybko podniósł się z toru i znokautował zawodnika Dackarny Malilla. W żużlowym światku incydent szybko stał się gorącym tematem. Nieco odgrzewanym, bo to przecież nie pierwsza taka sytuacja z Pedersenem w roli głównej. Historia jest o tyle interesująca, że sprawiedliwość wymierzał sam Greg Hancock. Dla mniej zorientowanych – najbardziej spokojny i najbardziej ułożony żużlowiec w światowej elicie. Na Amerykanina nałożono karę finansową. Wśród zawodników nie brakowało głosów, że chętnie do kary Hancocka dołożą z własnej kieszeni. „Herbi” szybko jednak uciął te spekulacje. Swoją drogą – czy to nie paradoks? Czy takie zachowania pozostałych żużlowców nie powinny być piętnowane? Negujemy ostrą jazdę Pedersena. Negujmy również zachowanie Hancocka i koalicji żużlowców, która stanęła za nim murem.
Aktualny Indywidualny Mistrz Świata przez wiele lat budował wokół siebie fantastyczny PR. Z pewnością jeden incydent go nie zniszczy. Amerykanin natychmiast po szwedzkim incydencie, w specjalnym oświadczeniu przepraszał za swoje zachowanie. W sposób zdecydowany potępiał jednak zachowanie Pedersena. – Nicki w przeszłości miał konflikty ze sporą liczbą zawodników. Na przestrzeni lat wielu żużlowców wyraziło już swoją opinię o nim, ale nadszedł właściwy moment, aby wstać i przedstawić pewien punkt widzenia. W poprzednich przypadkach nie chciałem się angażować ani reagować na pewny wydarzenia, ale tym razem nie mogłem od tego uciec – napisał Greg Hancock. Amerykanin informował również, że po całym zajściu Pedersen chciał zamienić z nim kilka słów. Uznał to jednak za prowokację ze strony Duńczyka. Czy słusznie? Tego się nie dowiemy.
Nicki na swoją „markę” pracował wiele lat. Pachnących gipsem historii z jego udziałem było tyle, że można by napisać książkę. Pedersenowi gwizdy towarzyszą dosłownie na każdej żużlowej arenie. Kibice próbują wyrazić w ten sposób swoja dezaprobatę dla zachowań Duńczyka. Zawodnik najczęściej reaguje szyderczym uśmiechem i prowokacyjnymi gestami w stronę widowni. Twierdzi, że gwizdy nie robią na nim żadnego wrażenia. Nie zmienia to jednak faktu, że takie zachowania mu nie pomagają. – Jeżdżę na żużlu od 25 lat, więc nie przejmuję się takimi sytuacjami. Staram się wykonywać dobrze swoją pracę, która daje mi wynagrodzenie. Osobiście, nie mam problemu z gwizdami – mówi Nicki Pedersen.
Wydaje się zatem, że Pedersen nie zamierza się zmieniać. Ani dla siebie, ani dla zawodników, ani a tym bardziej dla kibiców. – Staram się robić swego rodzaju show. Oczywiście, zdarza mi się zagrać ostro, ale bez tego byłoby po prostu nudno. Przez ostatnie lata nie złamałem zasad rywalizacji. Wszyscy popełniają czasem jakieś błędy, po których dochodzi do kontrowersji – uważa trzykrotny Indywidualny Mistrz Świata. W światowej elicie Pedersen nie jest jedynym zawodnikiem jeżdżącym na granicy faulu. Wystarczy przytoczyć takie nazwiska jak: Peter Kildemand, Grigorij Laguta, Matej Zagar, czy Bartosz Zmarzlik. Różnica w przypadku Nickiego jest taka, że dokłada sporo „atrakcji” dodatkowych. Dziwna gestykulacja, prowokacyjne uśmiechy, kontrowersyjne wywiady. To wszystko złożyło się na to, że Duńczyk oceniany jest w sposób indywidualny. Pedersen ocenę powinien zostawić sędziemu. Kibice podobnie.
Niektórzy twierdzą, że Pedersena oklaskują jedynie kibice drużyny, którą aktualnie reprezentuje. To nieprawda. Sam znam kilku wielkich fanów „Powera” z różnych krańców Polski. Co więcej, oni kochają żużel właśnie za takich żużlowców. Sam nie należę miłośników tego zawodnika. Jego obecność w Fogo Unii Leszno traktuję, jak „maszynkę” do zdobywania punktów. Sławny sportowiec to taki, którego cześć kibiców kocha, a część nienawidzi. Przykładem niech będzie Ronnie o’Sullivan. Bezkompromisowy, arogancki, kontrowersyjny pięciokrotny mistrz świata w snookerze. Cześć fanów tego sportu go uwielbia, pozostała nie chce go widzieć. Tak buduje się sławę. Zadajmy sobie zatem pytanie, jaki byłby żużel bez Nickiego Pedersena? Nasz duński stranieri skwitował to wszystko krótko – Nie zachowujmy się jak dzieci i nie płaczmy z byle powodu.
Daniel Nowak
Opublikowano na łamach Reportera Leszczyńskiego
- Published in Blog